Pomyślicie pewnie, że gadam głupoty – ale wiara naprawdę czyni cuda. W życiu skupiamy się na rzeczach, które w naszym uznaniu są najważniejsze: na pieniądzach, karierze, otoczeniu się przedmiotami ułatwiającymi życie (często przecież drogimi), a także na tym, by otoczenie miało na nasz temat takie zdanie, jakie chcemy by mieli – innymi słowy kreujemy swoją postać dla odbiorców. Przez to wszystko właśnie zatracamy własną tożsamość i z czasem prawdziwy sens życia: nasze działania skupiają się na dążeniu do określonych celów (właśnie do pieniędzy, kariery czy pewnego rodzaju sławy w towarzystwie. Pędząc przed siebie w poszukiwaniu domniemanego szczęścia pomijamy na swojej drodze tak wiele – definiując szczęście po swojemu i do tak rozumianego dążąc. Jaką wartość ma dla Was droga biżuteria (zarówno damska jak i męska): zegarki, łańcuszki, kolczyki, medaliki czy pierścionki lub sygnety? Materialną – poza wyjątkami, w których owe przedmioty są dziedziczone na przykład jako pamiątki rodzinne.
Dlaczego księża kupują pozłacane naczynia liturgiczne? A po co nam drogie przedmioty? Ano po to, żeby inni mogli ich nam zazdrościć – czy na tym polega szczęście? Zatrzymajcie się na chwilę i pomyślcie o tym, czy naprawdę będziecie szczęśliwi za jakiś czas, mając dużo przedmiotów, ruchomości i być może jakąś nieruchomość, jednak jesteście całkiem sami – bowiem w procesie uganiania się za bogactwem zapomnieliście o bliźnich…